Coraz częściej zamiast do jednego dentysty chodzimy do
3, 4 a nawet do 5, u każdego rozwiązując inny problem z zębami i u każdego
zostawiając po kilkaset złotych. Polacy, podobnie jak Amerykanie, zaczęli
uprawiać dentyzm , czyli wędrówkę po gabinetach. To nowe zjawisko, którego
skutkiem ubocznym mogą być… zdrowe zęby.
Był churching i clubbing, czyli wędrówki
po kościołach i klubach – teraz pora na dentyzm. Jak szacuje portal
Dentysta.eu nawet 10 proc. pacjentów gabinetów stomatologicznych w Polsce
uprawia dziś tzw. wędrówkę po gabinetach, lecząc się w ciągu roku nawet u 5
dentystów jednocześnie. Cel – idealne zęby za wszelką cenę! I chociaż to nowe
zjawisko, paradoksalnie jego skutkiem może być… lepszy stan zdrowia jamy ustnej
Polaków.
Za „cool” dentystą jak za „cool” mszą?
Wpadają do dentysty przynajmniej raz w
miesiącu, w poszukiwaniu nowości chodzą od gabinetu do gabinetu, bywa, że po
nowy uśmiech wyjeżdżają za granicę, mają po 2–3 dentystów, w kasach gabinetów
zostawiając nawet 50 tys. zł, często lecząc się na kredyt – mowa o osobach, które uprawiają dentyzm, czyli
systematyczną wędrówkę po dentystach i to za grube pieniądze.
Nowe zjawisko wśród pacjentów kilka lat temu zaobserwowali
Amerykanie. Teraz zawitało ono do Polski, zyskując przy okazji nazwę. Jak
szacuje portal Dentysta.eu, dentyzm może dotyczyć już nawet co dziesiątego
pacjenta siadającego w fotelu stomatologicznym.
- Ktoś, kto uprawia dentyzm, nie
ogranicza się do jednej wizyty w roku, ale do 12 i więcej, chce czegoś więcej
niż leczenia próchnicy. Wędrujący po gabinetach wciąż szukają nowych sposobów,
żeby ich zęby były bielsze i równiejsze. Często konsultują je z kilkoma
dentystami, zmieniają stomatologów w trakcie leczenia, są skłonni wymienić cały
uśmiech na nowy .
I dodaje: - Pod tym względem
dentyzm przypomina trochę churching, czyli wędrówki wiernych po kościołach w
poszukiwaniu najlepszych mszy i miłego księdza. W tym przypadku jednak pacjenci
szukają dentysty, który jest w stanie sprostać ich wygórowanym wymaganiom i
który zapewni im zęby według ich wizji.
Kaprys bogatych czy moda na kredyt?
Za tę wizję uprawiający dentyzm są w
stanie słono zapłacić. Rekordziści nawet 50-100 tys. zł, przeciętnie - 25 tys.
za nowy uśmiech. Jedna wizyta to dla nich często wydatek od 1 do 2 tys. zł. Co
zaskakujące, nowa moda wcale nie dotyczy najzamożniejszych Polaków.
Według raportu „Uśmiech a status
społeczny”, przygotowanego przez Dentysta.eu, aż 65 proc. Polaków zarabiających
dziś średnią krajową deklaruje, że byłoby skłonnych wydać wielokrotność swojej
miesięcznej pensji na leczenie zębów. W grupie z dochodem pomiędzy 2-4 tys. odsetek ten
wynosi 37 proc.
– Dla wędrujących po gabinetach
liczy się efekt, nawet jeśli miałby być on kredytowany przez bank. Pacjenci ci są nastawieni na to, żeby mieć idealny i
modny uśmiech, który jest „cool” akcesorium jak nowa torba Vuittona. Wybierają
więc gabinety, które specjalizują się w stomatologii estetycznej, gdzie można
wybielić zęby, wyrównać je i przedłużyć, zmienić ich kształt lub wymienić na
nowe, zrobione np. z porcelany lub cyrkonu –
mówi dr Krufczyk.
Nowe zęby do pracy i na randkę
Skąd ta nowa moda? Według raportu Dentysta.eu
decydujący wpływ na nią może mieć presja społeczna. Blisko 40 proc. z nas zwraca
uwagę na wygląd zębów osoby, z którą rozmawia, oceniając ją na tej podstawie.
Aż 30 proc. Polaków, którzy w swojej pracy mają stały kontakt z ludźmi,
deklaruje gotowość wydania kilku tysięcy na leczenie zębów tylko po to, żeby
być lepiej postrzeganym.
Artykuł: "Dziennik.pl"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz